Wysłany: Nie Sie 17, 2008 5:41 pm    Temat postu: MOJE I MEDYKÓW STARANIA O ZDROWIE


MOJE I MEDYKÓW STARANIA O ZDROWIE

Po powrocie ze Zjazdu miałem już informację z Kliniki Akademickiej,że mogą mi przyspieszyć ternin operacji.Oczywicie wyraziłe zgodę i od-
razu na drugi dzień znalazłem sie w Klinice.Ordynatorem Oddziału jest
pan profesor a jego zastępcą,który rzeczywicie prowadzi ten Oddział
dr.nauk med.młody i bardzo porządny. Na wejściu po przeprowadzeniu wszystkich badań,lekarz przyjmujący zadecydował zabieg tradycyjny
i dał do wypełnienia czterostronicową ankietę. Pierwsza strona to opis
samych osiągnięć tej Kliniki,oczywiście wszystko na och i ach.
Trzecia i czwarta strona to pytania dotyczące mego stanu zdrowia w dzieciństwie,czasach młodzieńczych i obecnie,przy każdym pytaniu okienko na postawienia x na tak i nie,oraz kilka linijek na opis.Oczywiście
ponieważ byłem wściekły wypełniłem ją bardzo dokładnie i dowcipnie
odpowiadając na każde pytanie bardzo dokładnie z uzasadnieniem.Nawet
na takie jak np.Czy jesteś w ciązy? Czy masz miesiączkę? Lub czy ciąża mojej mamy przebiegała prawidłowo? Czy poród nastąpił w przewidzia-
nym czasie? Takich pytań głupich było około 1/3 Więc możecie sobie wyobrazić jakie miałem pole do wykazania swego dowcipu.
Na czwartej stronie był opisane ewentualne skutki ujemne jakie mogą zajść w trakcie zabiegu i w razie ich wystąpienia nie będę wnosić zastrze-
żen.Między innymi były podane dwa ewentualne powody mego \"zejścia\".,
oraz trzy powodujące moje kalectwo włącznie z tym,że mogę być \"mimozą
Zrobiłem dopisek, w wypadku dwóch pierwszych zażądałem dokonania
kremacji i pogrzebu na koszt kliniki a odnośnie tych trzech dokonania abiegu eutanazji.
Następnie przeszedłem do Z-cy Ordynatora by spróbować wymusić na nim
zabieg metodą laserową. Przekonał mnie,że NFOZ nie refenduje im zakupu
wkładu laserowego a jest to koszt około 5.000 zł. Wyraziłem zgodę na to, że sam za ich pośrednictwem ten wkład zakupię.Ponieważ sprowadzenie tego wkładu wymagało kilku dni znacznie przedłużyło by termin więc wyraziłem zgodę na tradycyjne metody.Operacja się udała ale pacjent wyszedł z niej nie do życia, dlatego, że w trakcie zabiegu i dzięń po nim miałem krwotok.Ten szpital kliniczny jest świątynią a obchód profesora to procesja.Odbywa się dwa razy w tygodniu.Pierwszy idzie pan profesor, za nim trzy kroki jego z-ca, następnie trzy kroki dalej tak zwani lekarze prowadzący a następnie pielęgniarki z przełożoną na czele. Pan profesor
patrzy na wszystkich jak przez szkło, od czasu do czasu rzuca jekieś pytanie na które pytany odpowiada z \"rukami po szwach. Po drugim
obchodzie profesorskim poprosiłem do siebie z-cę i rzuciłem mu projekt uatrakcyjnienia tej procesji w ten sposób by na samym przedzie szła
najprzystojniejsza i najmłodza pielęgniarka niosąca symbol medycyny
czyli węża, za nią czterech lekarzy prowadzących niosło w lektyce pana profesora a za lektyką w/g stanowisk reszta \"dworzan\". W trakcie wieczornej wizyty koło mego łóżka stanęło dwóch lekarzy i ucieli sobie prywatną gadkę,po kilku minutach nie wytrzymałem,przeprosiłem ich i spytałem czy mogę zadać im pytanie,oczywiście wyrazili zgodę na to ja ich spytałem
Czy panowie wiedzą co to jest przedmiot a czym jest podmiot? Zbaranieli i nie wiedzieli jak na to zareagować.Ja udając,że zrozumiałem,że nie wiedzą wyjaśniłem im na przykładzie łóżka i siebie co jest co.
Natomiast bardzo mnie lubiły i rzeczywiście sie mną interesowały pielęgniarki i salowe.Oczywiście też lubił i szanował mnie z-ca ordynatora
za te dowcipne wpisy do ankiety,za mój szacunek dla niego oraz za
optymizm i humor.Postanowiłem po tym ich leczeniu,że nigdy nie powiem,że kliniki akademickie są takie super.Przecież to jest skandal by
pacjentowi po dwóch dużych krwotokach nie dać osocza lub krwi.
Ja jestem dość spostrzegawczy i mam pewność,że w trakcie mego tam
leżenia pan profesor załatwił pięciu swych prywatnych pacjentów a zabiegi
im robił wieczorami powięcając swój prywatny czas.Ale dosyć na te tematynastępne posty będa już inne
Pozdrawiam Mirek (315)
Mirku, witaj wśród żywych :lol: Sorry za czarny dowcip, ale po Twoim tekście mało się nie posikałem. Oczywiście rozumiem Twój ból, niemniej jednak rechotałem się widząc oczyma wyobraźni miny personelu, gdy z nimi w taki sposób rozmawiałeś. Kocham ludzi, którzy nawet w tak trudnej dla siebie sytuacji potrafią żartować.
Pochód idący szpitalnym korytarzem z eskulapem niesionym przez młodziutką \"strzykaweczkę\", za nią profesor w lektyce... heheheheh Dobre. Wszyscy pacjenci ze śmiechu by ozdrowieli, albo zeszli. Cieszę się, że jesteś z nami podreperowany i radosny. Szybciutko wracaj do zdrówka. Wszyscy trzymamy za to kciuki.
Andrzej
Uciski dla Ciebie i rodzinki od rodzinki:)');


'Ponieważ Andrzejowi bardzo spodobał się mój \"czarny humor\" związany
z kontaktami ze służbą medyczną ,więc go pociągnę dalej:


Siedem lat temu,kiedy jeszcze mieszkałem w Świnoujściu, sam z własnej woli wpakowałem sie w doć ciężką chorobę. Polegała ona na tym,że mia-
łem stan podgorączkowy i autentycznie się dusiłem.Pogotowie zabrało mnie do świnoujskiego szpitala.Po badaniach okazało się,że na obydwu płucach mam jakie plamy.Lekarze ustalili,że jest to prawdopodobnie rak płuc i takie rozpoznanie mi zapisali.Nie macie wyobrażenia jakie straszne
jest duszenie się i brak powietrza (nikomu tego nie życzę).Ponieważ w
Świnoujściu mieszkałem,pracowałem i działałem bardzo,bardzo długo w
związku z tym byłem w tym mieście pewnego rodzaju VIP-em,osobą bardzo znaną. Również w rodowisku medycznym..Po przywiezieniu mnie do szpitala,kiedy przywrócono mi przytomnośc i zdolnośc porozumiewania sie a między czasie doszło do mnie,że jest to rak obu płuc to oczywicie moją jedyną próbą było by zostawili mnie nieprzytomnego i pozwolili mi na spokojne w miarę zejście.Oczywiście to nie odniosło żadnego skutku..
Podłaczono mnie do róznego rodzaju aparatury i rozpoczęto proces le-
czenia,po poru dniach doprowadzono mnie do stanu używalnosci.
Ponieważ byłem doć znany to dzięń w dzień pracownicy Zakładu Pogrzebowego oraz cmentarza, około 4-tej rano,kiedy przyjeżdżali po
zmarłych zaglądali do mnie czy jeszcze żyję. Spytałem więc przełożonej czy może mi dostarczyć kawałek białego płótna o wymiarach 2mx0,5 m i
farbę w czarnym kolorze.Oczywicie zapytała po co mi to. Na to Jej odpowiedziałem,że chcę zrobić nad drzwi taki transparent: "HADES (to na-
zwa Zakładu Pogrzebowego) mi szykuje trumnę,ale ja im gówno umrę\".
Następny numer w tym szpitalu to był taki.Była tam wtedy bardzo młoda,
przystojna i zarozumiała lekarka,która miała zleconą bezpośrednią opiekę
nad moją skromną osobą.Zawsze wchodząc do mnie,przychodziła wraz
z pielęgniarkami i salowymi.Ja od bardzo dawna mam kłopoty z pobiera-
niem krwi(bardzo trudno znaleźć mi żyłę oraz uciekają mi i pękają. Ja o
tym doskonale wiem, więc zawsze pielęgniarki o tym uprzedzam a w trakcie pobierania opowiadam im dowcipy i staram sie je \"podrywać\". Kiedy ta pani lekarz przy 3-ciej czy 4-tej wizycie zauważyła moje posiniaczone ręce,zrobiła tym pielęgniarkom, (przy mnie) awanturę, starałem się jej wytłumaczyć,że to nie jest wina pielęgniarek, na to ona mi \"warkneła\" że one są od tego by umieć pobrać krew lub wejść do żyły.
Na to ja bardzo spokojnie z uśmiechem na ustach odsłoniłem rękę i
również bardzo spokojnie ,że ja jako pacjent zgadzam się zostać w tym
momencie \"królikiem doświadczalnym\" a ona jako wykształony i ze
stażem lekarz,niech pokaże tym paniom jak należy pobierać krew czy
robić zastrzyki.Pielęgniarki natychmiast dostały ataku kaszlu a ona zrobi-
ła sie purpurowa i to była ostatnia jej wizyta u mnie.Ja zyskałem na tym,
że zawsze po kolacji dziewczyny zabierały mnie do swojej dyżurki,tam
kładły mnie na leżance,oglądałem TV, rozmawialiśmy a późnym wieczorem odwoziły mnie do mego pokoju. W tym czasie Dyrekcja szpitala załatwiała mi skierowanie do specjalistycznej kliniki akademickiej.
Pewnego dnia nic mi nie mówiąc dali mi jakieś środki usypiające,załado-
wli do karetki i wywieźli do kliniki w Zdunowie.Obudziłem się w połowie drogi,zobaczyłem przez okno,że jestem w lesie,że jestem karetce,przy mnie siedzi młody lekarz,jestem podłączony do aparatury i kroplówki,
dyskoteka na dachu cały czas świeci a i kierowca jedzie cały czas na sygnale.Lekarz zauważył,że się obudziłem.Zadał mi pytanie jak się czuję
i czy czego mi nie brak. Odpowiedź moja była prosta:Czuję się bardzo dobrze.
Brak mi jedynie czterech policjantów na motorach, dwóch z przodu i
dwóch z tyłu a wtedy wszyscy by wiedzieli,że jedzie jaki VIP
I tak dojechałem do do kliniki w Zdunowie. Na tym kończę tą część.
Jeżeli Cię to interesuje to jutro mogę opisać mój pobyt w Zdunowie, gdzie
leżałem trzy miesiące na tak zwanej kwaterze śmierci i które również przebiegało w mym czarnym humorze.


'Makabryczny humor',
'Ponieważ Andrzej a jeszcze bardziej Krzysiek oczekują na moje maka-
bryczne opowiastki, no to bardzo proszę ciąg dalszy już z mego pobytu
w Szpitalu Linicznym w Zdunowie


Jak już poprzednio wspominałem zawieziono mnie do Zdunowa pogotowiem z włączonymi światłami i na sygnale a do tego podłączonego do bardzo różnej aparatury i kroplówki. Obsługa karetki wiozła mnie do Izby Przyjęć a tam pielęgniarki ("laski nie z tej ziemi\") zawiozły mnie na oddział dla \"umrzyków\" Oddział ten był w osobnym korytarzu i składał się z dziesięciu sal + gabinet lekarski + toalety + łazienki +dyżurka dla pielęgniarek. Przez przeszło mego dwumiesięcznego pobytu wszyscy pacjenci tam leżący wyjeżdżali \"nogami do przodu\".
Leżałem w sali cztero osobowej. W trakcie mego tam pobytu w tej sali był tylko jeden pacjent optymistycznie nastawiony i z dużym poczuciem hu-
moru a wszyscy inni to pacjenci z poczuciem zbliżającego sie zgonu.
Następnego dnia rano,jeszcze przed obchodem lekarskim,pierwszy obchód
zrobil kapelan. Ja lezałem na czwartym łózku tuż przy drzwiach. Zaraz po
przyjściu nawet sobie żartowałem \"Nie martwcie się panowie,ponieważ
mnie położono tuż przy drzwiach to znaczy, że wiedzą,że mnie pierwszego z tej sali wywiozą\". Byli to jednak ludzie tak załamani,że żadne wygłupy i żarty na nich nie działały.Kapelan po rozmowie przygotowawczej z mymi kolegami doszedł do mnie (a ja jestem agnostykiem)
i rozpoczeła sie między nami rozmowa:
pana przywieźli wczoraj po obiedzie ze Świnoujścia?
- tak.
- a jak się pan czuje?
- dziękuje,bardzo dobrze.
- czy nie uważa pan,że trzeba porozmawiać trochę z Panem Bogiem ?
- nie widzę tu przed sobą żadnego Boga,widze tylko pana, a ile chodzi o
Bogów to wiem,że w świadomości ludzkiej istnieja...(wymieniłe kolejno
wszystkich znanych mi Bogów)
- pan jest bezczelny!
- a pan źle wykonuje swoje obowiązki,bo obaj doskonale wiemy,że 50%
powodzenia w leczeniu to jest wola chorego i jego organizmu do walki
z chorobą a na drugie 50% składa się interwencja medyczna oraz środki
farmakologiczne.Pan natomiast tymi rozmowami zabija w tych ludziach
chęć ich i ich organizmu do walki z chorobą.
Następnego dnia kapelan rano nawet na mnie nie spojrzał. Natomiast w
trakcie obchodu,pani profesor spytała mi się . Panie Mirku,co pan wczoraj
miał za scysję z naszym kapelanem? Opowiedziałem Jej cały przebieg tej rozmowy i spytałem się czy w ostatniej kwestii dotyuczącej woli walki
miałem racje.Oczywiście przyznała mi racje tylko była zdziwina,że posia-
dam taki duży zakres wiedzy.Od tej pory nawiązała się między panią pro-fesor a mną nić sympatii, do tego stopnia, że nawet nie pozwalała aby mi
wykonywano bolesne badania,nawet biopsji.
Po badaniach okazało się, ze na obydwu płucach mam zgorzel.Podobno zgodnie z ich oceną to się bardzo rzadko zdarza . Czyli pod każdym względem należę do wyjątków, jak każdy Galczak.Odłączono mnie od
całej aparatury i rozpoczęto leczenie farmakologiczne.Pani profesor za-ponowała mi abym przeszedł na oddział normalny-leczniczy. Ja jednak zdecydowałem i poprosiłem bym został na tym oddziale "umrzyków.
Doszedłem do wniosku i tym Ją przekonałem,że jestem właśnie tam
potrzebny dla reszty chorych.Jak już mnie odłączono i mogłem chodzić
doszedłem do wniosku,że mój humor i moje rozrabianie dobrze wpływają
na tych ludzi żyjących juz śmiercią. Zgodnie ze statystyką najwięcej
zgonów było w godzinach 01-03 w nocy. To jest uzasadnione chyba tym,
że wtym okresie czsu organizm trochę usypia i nie ma siły walki.
Po kilku dniach,kiedy odłączono mnie od tych wszystkich urządzeń monito-
rujących ,przywieziono w nocy do Kliniki pacjenta,wzrostu około 1,80m.
dobrze zbudowanego i o dość dużej wadze.Sanitariusze wnieśli go do naszego pokoju i posadzili na łózku,pacjent był prawie nieprzytomny i
\"leciał\", dyżur akurat miała szczuplutka drobna pielęgniarka,sięgająca mu do pachy.Zaproponowała mi czy może nas zamienić miejscami. Oczywiście wyraziłem zgodę, wstałem i pomogłęm jej zmienić łóżka i położyć go.
(To też chyba nasza wrodzona cecha Galczaków-grzeczność w stosunku do kobiet,prawda?) Za to,że pozwoliła mi sobie pomagać.Przełożona
Pielęgniarek wystąpiła do Pani Profesor o udzielenie jej nagany.Po mojej
interwencji i wyjasnieniu całej sytuacji,pielęgniarce nagany nie udzielono.
Ja natomiast zdobyłem sobie duży (+) u pani profesor.Pacjent o którego była ta draka przyjechał do Szczecina by odwiedzić swego Ojca.Miał pod-wójne obywatelstwo polskie i niemieckie. Był pod ścisłą opieką kliniki w
Berlinie,miał wmontowanych do organizmu dużo sztucznych części np
przeponę i jeszcze kilka innych.Miał na ręku takie urządzenie,które w razie pogorszenia stanu zdrowia nadawało sygnały do kliniki,na podstawie
tych sygnałów namierzano go i w ciągu kilku minut zjawiała się karetka,
która zabierala go natychmiast do kliniki.Cały czas miał przy sobie dokumentację medyczną,były to kolorowe zdjęcia z opisami. Z tymi zdjęciami przyjechał również do nas.Ponieważ w tej klinice w której leżalem było sporo studentów a oprócz tego przychodziły całe wycieczki
innych studentów by zobaczyć pacjenta z taką ilością sztucznych części,
oraz z tak fantastyczną dokumentacją medyczną,zpytałem pani profesor
czy dopuszczalne jest prowadzenie na terenie kliniki prywatnej działalności
prywatnej.Pani profesor potwierdziła,że taka możliwość istnieje pod warun
kiem,że ta działalnośc nie będzie kolidowała z działalnościa kliniki a będzie jej pomocna.Po tym wyjasnieniu oczywiście zadała mi pytanie dlaczego pytam. Na to jej odpowiedziałem,że mamy zamiar z p.Edkiem
założyć taką izbę poglądową w ktorej wywiesimy oprawioną dokumentację fotograficzną oraz opisową a Edek będzie wyjątkowym
żywym eksponatem medycznym a za wejście na tą salę od wszystkich wycieczek obcych lekarzy i studentów będziemy brali opłate z której
połowę będziemy przekazywać klinice a polowa będzie dla mnie i Edka.
Ponieważ ta nasza rozmowa odbywała sie w trakcie obchodu cała procesja
włacznie z pania profesor gruchneła śmiechęm.Studentki, ktorych była większość i studenci bardzo lubili do nas przychodzic nawet w wolnych chwilach, ponieważ ten Edek okazał sie dobrym dla mnie kompanem z
dużym poczuciem humoru i zawsze chętnym do opowiadania kawałów i
organizowaniu róznych dowcipnych sytuacjach..Leżelismy razem tylko tydzień a po tygodniu w nocy zmarł.Oczywiście cały czas byłem przy nim,
stałem z tyłu przy głowie ,trzymałem go za rękę i cały czas do Niego gadałem,żartowalem,że tyle ładnych kobiet mu pomaga(bo caly zespół był
złożony z przystojnych kobiet, że jak wyciągną go z tego ataku to ja na-
tychmiast zacznę symulować by mnie też tak ratowaly,że rano kiedy
przyjda nasze studentki to urządzimy z nimi balangę itd itp Oczywiście zdawalem sobie sprawę z tego,że jest to stan agonalny.Widać było po jego oczach,że mnie słyszy i rozumie. Utracilem z nim kontakt na jakies pięc minut przed zgonem. To było powodem,że postanowiłem w nocy wstawać do wszystkich zgonów. Były nawet takie wypadki,ze jak nie wstawałem to lekarz przysylał pielęgniarkę by mnie obudziła .Twierdzili,że obsługa ratujaca nie ma czasu zajmować sie umierającym i podnoszeniu jego woli walki a ja bardzo dobrze znam wszystkich pacjentów i umiem do nich mówić nawet powiedziałem kto i kiedy ich odwiedza, rodzina i kto z rodziny
To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie,mobilizujące kiedy pacjent lub pacjentka rozumiala co do nich mówie a nawet potrafili sie
do mnie usmiechać,bardzo demobilizujace mnie były momenty prawdopodobnej utraty świadomości czyli rzeczywistej agonii. Ponieważ
zwykle po takiej akcji lekarz zabierał całą ekipe na herbate lub kawę
zabierał równiez i mnie po to bym sie trochę uspokoił,oraz by podac mi
lek na sen i uspokojenie. Często dyskutowalimy do ktorego momentu
pacjent odbieral bodźce zewnętrzne i tu zdania były bardzo rózne
I to już jest ostatnie moje opowiadanie szpitalne .Na więcej nie czekajcie.
Od następnego wpisu rozpocznę zupełnie inny temat. A może mi podpowiecie o czym mam dalej pisać
Pozdrawiam Mirek (315)');

'Ciężko jest mi się zebrać na pisanie po takim tekście. Na początku z niecierpliwością próbowałem doczytać, co Mirek znowu odwalił, jaki kawał szpitalnej obsłudze zrobił. Nawet mnie nie ruszyło to, że zostałeś zawieziony na taki oddział - umieralnię. Przecież widziałem Cię później tryskającego humorem. Od początku wiedziałem, że medycy nieźle się pomylili, albo co najmniej nie postawili wówczas właściwej diagnozy. Oj Mirek musiał im tam nieźle się przysłużyć. Czym dalej jednak czytałem tym smutniej było. Szczególnie w drugiej częci, gdy pisałeś o odchodzeniu innych pacjentów i Twojej przy nich obecności...
Chyba dobrze się przy Tobie czuli. Przynajmniej był przy nich ktoś, kto do nich ciepło mówił, a nie tylko personel, który za chwilę ma stwierdzić zgon. Nie, nie mam żadnych pretensji do pielęgniarek i lekarzy pracujących na takim oddziale. Oni też przeżywają śmierć nawet obcych im ludzi, ale pomagają dopóki mogą, lecz pewnie przychodzi taka chwila, kiedy personel medyczny już wie co się dzieje i pacjent być może również ich zachowania widzi. Ciebie pewnie widział słyszał i czuł. Może później, gdy jego ciało leżało już martwe, on uśmiechał się do Ciebie, a może nawet siedząc obok siebie chciał Ci powiedzieć - Mirek wystarczy, mnie już tu nie ma, dziękuję Ci.
Echhhh... Smutne to było. Jednak z drugiej strony swoją postawą i humorem być może kogoś postawiłeś na nogi, ktoś uwierzył, że trzeba walczyć i można wyjść nawet z najtrudniejszej sytuacji.
Taki tekst skłania do refleksji. Idą Zaduszki.
Pozdrawiam serdecznie');
Andrzej

 

 

Wysłany: Pon Sie 18, 2008 1:21 pm    Temat postu: Ciąg dalszy "współpracy" ze służbą medyczną.


Albo ja mam trudności z "kapłanami medycyny" ,albo Oni z moją skrom-
ną osobą i z ładującymi się na mnie chorobami. Cóż ja "biedna sierotka'"
przez zdrowie opuszczona mogę na to poradzić.
Dziękuje Ci Ela za znalezienie historii mojej choroby i umieszczenie jej na
naszej nowej stronie internetowej, rozumiem, że jest to z Twojej strony
próba zmobilizowania mnie do dalszego pisania. Ela ! Twoje życzenie jest
dla mnie rozkazem. A więc do dzieła.
Oczywiście moje boje i przeboje z medycyną sie nie skończyły i wiem doskonale,

 że ze wzgłędu na wiek i ilość chorób które juz przeszedłem
i na choroby które jeszcze mnie czekaja służba medyczna ma we mnie
stałego systematycznego pacjenta.
Od np w dniu dzisiejszym. Ponieważ od kilku dni mam kłopoty z oddycha-
niem.Chyba powót choroby,ktorą już miałem a przez którą to leżałem na
"kwaterze śmierci " w Zdunowie. Oczywiście wiem,że przyczyną tego jest
palenie papierosów, ale co mam sobie jedynej przyjemności żałować,
przecież na coś trzeba umrzeć. Ale nie mogę pozwolić sobie na to by zno-
wu wyłądować w Zdunowie. Zadzwoniłem więc do naszego ambulatorium
z prośbą o jakieś lekiłagodzące duszenie się. Po godzinie przychodzi do
mnie młoda,przystojna lekarka,która jest u nas na praktyce i między nami

odbyła się taka rozmowa:
>Dzień dobry Panu !
>Dzień dobry Pani !
>Jak się Pan czuje ?
>Dziękuje dobrze, a Pan ?
>Dziękuje ,również dobrze. W czym mogę Panu pomóc ?
>Odjąć mi ze dwadzieścia lat i zlikwidować połowę chorób które mnie
gnębią i przeszkadzają mi w życiu.
>Pana życzenia śą dla mnie nie wykonalne, ąle może ulżę Panu w dolegli-
wościach które już Pan posiada.
>Proszę uprzejmie, to jest moja dokumentacja z wynikami badań i dia-
gnozami a prócz tego potrzebuje jakies leki na duszności (tu dokładnie
opisałem przyczynę i skutki).
Dziewczyna wyjeła z torby dwie książki jedna to była o chorobach a druga
to zestaw leków włącznie z cenami i zaczeła je przeglądać zadając mi pyta
nia dodatkowe. Wiecie. Poprostu zbaraniałem.Po raz drugi w życiu spot-
kałem się z takim postępowaniem. Pierwszy raz spotkałem sie takim pos-
tępowaniem w szpitalu radzieckim. Szybko jednak doszedłem do siebie:
>Pani doktor,bardzo Panią przepraszam,czy mogę Panią poczęstować
kawą lub herbatą -spytałem, uśmiechneła się i odpowiedziała
>Jeżeli Pan tak miły, to bardzo proszę o kawę.
Podając kawę,herbatę i ciastka wyraziłem żal,że nie mam koniaku bo chę-
tnie bym z Nią wypił po lampce.Wyraziła nadzieję, że w trakcie praktyki
u nas ten pomysł zrealizujemyNa moje zdziwienie i podziw dla Niej, że po
maga sobie przy pacjencie podręcznikami, wyjaśniła mi,że jest u nas na
praktyce i nie chce popełnić żadnego łbłędu,że przy innych pacjentach by
tego chyba nie zrobiła. Wyraziłem podziw dla jej stanowiska i opinie, że
jeżeli potrafi w swym życiu oprzeć się naciskom otoczenia, środowiska
medycznego i władz to będzie bardzo dobrym lekarzem.
Andrzej i Krzysiek !
Dzisiejszy incydent który opisałem absolutnie nie zaliczam do tak zwanego
"podrywu" jest to u mnie takie normalne "luzackie" podejście do świati ludzi a jest to chyba też takie "galczakoskie".
Przykro mi,że dziś praie nic nie pisałem o chorobach i leczeniu ale popra
wię sie następnych opisach.